Bez punktów w Veszprem

Nie udało się Nafciarzom powiększyć swojego dorobku punktowego po kolejnym spotkaniu rozgrywanym w ramach EHF Ligi Mistrzów. Momenty niezłej gry to za mało aby nawiązać równorzędna walką z taką firmą jak mistrz Węgier. W efekcie spotkanie zakończyło się wyraźnym zwycięstwem Veszprem 31 do 25. Kolejny raz w tym roku nie najlepiej wyglądała nasza obrona przez co i bramkarze (głównie Rodrigo ale i Loczek pograł około 15 minut, dlaczego Wichciu został w Płocku?!) nie byli w stanie pomóc. Ledwie kilka odbitych rzutów nie wystarczy do zwycięstwa w meczu ligi mistrzów. Bez wątpienia jest to element, nad którym musimy bardzo mocno pracować – może czas wreszcie zdecydować się kto tworzy podstawową parę środkowych obrońców i dać im pograć kilka meczy razem w dłuższym wymiarze czasowym. Mam wrażenie, że ciągła rotacja na tej pozycji powoduje, że zawodnicy zwyczajnie nie czują siebie nawzajem przez co szwankuje komunikacja choćby w kwestii wyjścia do zawodnika i pilnowania koła. Przez środek naszej obrony we wczorajszym meczu przewinęło się bodaj 5 graczy, a może nawet 6. W ten sposób nie zbuduje się monolitu w tyłach, niestety.

Czym zaskoczył nas wczoraj przeciwnik? Z perspektywy kibica wydawać by się mogło, że chyba niczym. Grali ci, którzy ostatnio są w najwyższej formie tj. Lekai dobrze rozrzucał piłki, piekielnie skuteczny był Ilic, swoje robił Nilsson. Katem Nafciarzy okazał się jednak Roland Mikler, który to skutecznie odbierał nam chęć do gry. Lewe skrzydło mogło nabawić się kompleksów bo w krótkim czasie bardzo dobrych pozycji nie rzucił dwukrotnie Mihic i za moment Gadżet. Zmiana w bramce Węgrów była początkiem budowania przewagi gospodarzy – do czasu gdy bronił Mirko Alilovic mecz był na styku. Potem nastąpił odjazd Veszprem i na przerwę schodziliśmy przegrywając 18 do 14. Początek drugiej odsłony to chaos z obu stron, z którego szybciej wyszli Nafciarze i zbliżyli się do rywala na 2 gole. Lepsza gra w obronie, kilka obron Rodrigo i wydawało się, że wróciliśmy na właściwe tory. Niestety był to tylko chwilowy zryw i po kilku minutach gospodarze ponownie zaczęli budować swoją przewagę. Około 50 minuty spotkanie było już w zasadzie rozstrzygnięte i gra toczyła się o jak najmniejszy wymiar kary. Pachniało już pogromem ale na szczęście Nafciarze grali do końca i wyprowadzili wynik na minus 6.

Co można napisać o naszych? Przede wszystkim zawiodła skuteczność w ataku. Nawet przy tej słabszej defensywie i bramce były szanse na wyrównany mecz ale jak się nie trafia 7 czy 8 czystych sytuacji to nie ma co marzyć o dobrym wyniku. A personalnie? Mnie osobiście niesamowicie zawodzi Maciej Gębala. O ile w obronie daje radę to w ataku jest moim zdaniem fatalny. Nie potrafi wyrobić sobie pozycji, nie łapie piłek, nie trafia. Co z tego, że w składzie jest 4 obrotowych jak właściwie tylko Tiago jest gotowy do gry w ataku ale dla odmiany on jest słabszy w defensywie. Nie wiem czy nie powinniśmy na stałe robić zmiany: Tiago cały mecz atak, Gębala lub Piechowski obrona. Drugi, który mnie osobiście zawodzi to Loczek – po powrocie z mistrzostw delikatnie rzecz ujmując formą nie zachwyca i piszę to w kontekście do wszystkich dotychczasowych spotkań. Nie wiem, może negocjacje nowego kontraktu zaprzątają mu głowę ale na ten moment jest najsłabszy z trójki naszych bramkarzy i jeśli gra mało to pretensje może mieć tylko i wyłącznie do siebie. Wczoraj niestety nie pomógł też Sime Ivic – nie był w stanie powtórzyć swojej gry ze środowego meczu w Puławach przez co na 10 prób zdobył tylko 4 gole.

Jak już wspominałem na początku porażka na Węgrzech pewnie przeszła by bez większego echa gdyby nie fakt, że tuż po zakończeniu naszego spotkania szybko przełączyliśmy się na rozgrywane z 30 minutowym przesunięciem względem naszego, spotkanie w Kiel. A tam niestety wynik nie układał się po naszej myśli i ostatecznie to goście wygrali 24 do 21. Co to oznacza dla nas chyba nikomu nie trzeba pisać: jedną nogą jesteśmy poza Ligą Mistrzów bo nie wierzę aby Kadetten urwało punkty w Danii. Nie oszukujmy się ale mało prawdopodobne jest abyśmy my zdobyli punkty u siebie z PSG czy na wyjeździe z Barceloną. Taki splot wyników spowoduje, że ostatnie premiowane awansem miejsce w grupie zajmie Bjerringbro a my skończymy swój udział w tegorocznej edycji EHF Ligi Mistrzów. Można by się silić na tłumaczenia, że grupa trudna, że to jest tylko sport i czasem można zwyczajnie przegrać. Jasne, tylko trzeba spojrzeć na tę sytuację szerzej: od kilku lat gramy w lidze mistrzów na zasadzie dzikiej karty, gramy drugi rok z rzędu w grupach silniejszych. Czy decydenci EHF w końcu nam nie podziękują w najlepszym wypadku wysyłając nas do grup C/D albo zupełnie pomijając nas w kontekście dzikiej karty? Decyzje właściciela klubu i wykonawcy jego poleceń – prezesa, doprowadziły do sytuacji, że ani sportowo, ani marketingowo ani medialnie nie jesteśmy już lepsi od kilku drużyn, których w grupach A/B nie ma. Obawiam się, że ewentualny brak awansu spowoduje, że za rok nie będzie nas już w elicie a za to odpowiedzialni będą tylko i wyłącznie właściciel i prezes klubu. W wyniku ich decyzji od 3 lat stoimy w miejscu podczas gdy inni idą do przodu. Mam nadzieję, że kibice wreszcie przejrzą na oczy i podziękują wspomnianym panom za ogrom pracy jaki wkładają w „rozwój” naszego ukochanego klubu.

W środę widzimy się na hali na meczu ligowym a na niedzielę pełna moc i walka do upadłego z kosmicznym PSG.

Napisał: Pelnomocnik-ds.-pelnomocnictw

Zobacz wszystkie artykuły tego użytkownika