Fenomen Piotra Przybeckiego?

Zapraszamy Was do zapoznania się z wywiadem zrealizowanym w przededniu spotkania z PSG z Piotrem Przybeckim. W związku z koniecznością opracowania materiału dopiero teraz przedstawiamy Wam naszą rozmowę.

Nafciarze.info: Panie Piotrze skąd się wziął fenomen trenera Piotra Przybeckiego? Pod koniec 2015/na początku 2016 roku Pana kariera trenerska mocno przyspieszyła…

Piotr Przybecki: Szczerze powiem, że sam nie wiem i czy w ogóle można mówić o fenomenie, czy to jest właściwe słowo? Trzeba by było spytać się ludzi, którzy doszli do takiego wniosku, którzy wyczuwali, że na rynku trenerskim mogę nie tyle zaistnieć, co bardziej przejąć odpowiedzialność za prowadzenie drużyny, która ma wyższe cele.

NI: Prowadząc ówczesny Śląsk Wrocław, a wcześniej będąc dyrektorem sportowym i de facto prowadząc drużynę ze Szczecina, staje się Pan jednym z głównych kandydatów do objęcia posady trenera Reprezentacji Polski a później Wisły.

PP: Powiem szczerze, że się nie pchałem. Próbowałem stworzyć coś na „linii trenerskiej”. Przed Śląskiem byłem w Pogoni Szczecin, pracowałem tam jako dyrektor sportowy, ale praktycznie trenowałem ten zespół. Szczecin to już historia, ale chciałem od nowa coś stworzyć. Pochodzę z Opola, gdzie stawiałem pierwsze kroki. Studiowałem i grałem we Wrocławiu, także są to dla mnie szczególne miejsca. Dlatego chciałem coś zrobić w Śląsku.

Fakt, zmiany zaszły po Mistrzostwach Europy, kiedy nie zrealizowaliśmy celów. To przyczyniło się do zmiany sztabu Reprezentacji Polski i samego konkursu.

NI: A kiedy dostał Pan sygnał od Wisły, że jest zainteresowana Pana zatrudnieniem? Przypomnijmy, że prezes Artur Zieliński na grudniowym spotkaniu poinformował opinie publiczną, że Manolo Cadenas przestanie pełnić swoje obowiązki w sezonie 2016/2017.

PP: Z tego co pamiętam, to z prezesem Zielińskim rozmawialiśmy po fakcie.

NI: Czy długo się Pan zastanawiał nad propozycją pracy w Płocku? Co na to rodzina? Zdajemy sobie sprawę, że kwestie rodzinne również odegrały tutaj swoje znaczenie.

PP: Z jednej strony to są dwie odrębne sprawy: jeśli dostaje się propozycje z poważnego klubu, a takim jest Wisła Płock, czyli już jest granie na najwyższym poziomie – wtedy człowiek czuje się doceniony. Druga sprawa jest też taka, że po 20-letnim pobycie za granicą wraz z rodziną osiedliśmy się we Wrocławiu. To wiązało się z kwestiami prywatnymi, a jak się ma dzieci – to nie jest takie proste. To nie jest decyzja podejmowana ad hoc, trzeba ją przemyśleć. Ze względów sportowych, możliwości trenowania dobrych zespołów nie ma za dużo. Natomiast to było w tym okresie, kiedy się mocno zastanawiałem nad tym, co będzie z reprezentacją. Wtedy były różne koncepcje, jak to będzie wyglądać, w ostatniej fazie było już jednak pewne, kto obejmie posadę pierwszego trenera.

NI: Przychodząc do Wisły trzeba mieć świadomość specyficznego zamkniętego środowiska, krytycznie oceniającego, głodnego sukcesu…

PP: Ale czy to jest złe? Z drugiej strony to jest wyzwanie i jeśli będziemy rozpatrywać decyzje w kategoriach czy ktoś się obawia czy nie, to chyba nie bardzo jest sens za to się zabierać. Za dużo roztrząsać na czynniki pierwsze nie ma co, bo w tym momencie człowiek zacznie się wahać, a to szczególnie nie jest wskazane w sporcie kontaktowym jakim jest piłka ręczna, gdzie trzeba się po prostu jako trener „przebijać łokciami” (śmiech). Oczywiście były różne alternatywy i propozycje z innych klubów, ale przyszedł taki moment w życiu, że trzeba było wziąć odpowiedzialność za własne działanie.

NI: Mówi Pan o innych alternatywach pracy na zachodzie czy w Polsce?

PP: Mówimy o pracy na zachodzie i reprezentacji, ale to jeszcze nie było skonkretyzowane.

NI: Skoro jesteśmy już przy Wiśle to proszę nam powiedzieć na ile miał Pan finalny głos w sprawie budowy zespołu na sezon 2016/2017? Jak wiemy przed odejściem Manolo Cadenasa klub zakontraktował choćby braci Gębala.

PP: W większości jestem przeciwnikiem rewolucji. Pewne rzeczy od dłuższego czasu były tu budowane, trzeba było się na czymś oprzeć, część rzeczy było fajnie poukładanych. Poza tym pole manewru jest nieco ograniczone, gdy zawodnicy mają podpisane kontrakty. Jak wiecie Panowie zespołu nie buduje się z dnia na dzień. To jest normalne, żeby sprowadzać zawodników z tej najwyższej półki światowej, to trzeba mieć mocne argumenty, nie tylko finansowe, ale i pozasportowe. Zależało mi po przyjęciu Wisły, aby ten zespół wspomóc dwoma/trzema zawodnikami, aby trochę zmienić styl gry, a być może podporządkować go pod ewentualne zmiany personalne.

NI:  Zdaje się, że mówimy tu o Sime Ivicu i Lovro Mihicu?

PP: Sytuacja była wiadoma, że trzeba zmienić prawą stronę, bo takie były sygnały, ale i taką też miałem wizję. Chciałem zawodnika bardziej wszechstronnego.

NI: Tak, a teraz mamy kłopot po odejściu Angela Montoro – zawodnicy nie kwapią się do rzucania 40-stej bramki…

PP: (śmiech) Ja tutaj nie mówię o nim. Po prostu wiedziałem, że tak trzeba zrobić – to było naturalne. Natomiast jeśli chodzi o lewoskrzydłowego to szukałem zawodnika względem budżetu, którym dysponowaliśmy (wówczas trzeba wykonywać jak najlepsze ruchy). Dlatego szukałem zawodnika mniej znanego. Wiedziałem jednak, że można już na nim polegać, choć to jest młody chłopak i jego forma może jeszcze falować.

NI: Panie Piotrze czy nie odnosi Pan wrażenia, że gra zespołu jest sinusoidą? Jesteśmy w stanie grać na równi z najlepszymi, żeby za chwilę przegrać w Dani lub Szwajcarii. Czy jest Pan usatysfakcjonowany obecną formą graczy? Widzimy, że zawodnicy przed Mistrzostwami Świata prezentowali się lepiej niż obecnie a mamy tu na myśli m.in. tempo rozgrywanych akcji…

PP: I widać to było również na treningach. Nie chcę szukać usprawiedliwień dla mnie czy zawodników. Jest to jednak zespół, który jest po części zmieniony, dołączyło pięciu nowych zawodników i okazuje się, że nie grają jeszcze w ciemno, nie ma takiego automatyzmu. Półtora miesiąca rozbratu ze sobą stremowało ludzi. Okazuje się, że na „pstrykniecie palca nie działają”. Trzeba też przyznać, że zawodnicy po przerwie wrócili w „różnym wydaniu” i to jest fakt. W pewnym momencie to znowu kosztowało nas czas i pracę, aby zmierzać do tego co było przedtem. Sam tego nie doceniłem – myślałem, że jednak będzie to przebiegało szybciej.

NI: A jak wygląda sytuacja z José Guilherme de Toledo? Były informacje, że już pod koniec lutego zacznie trenować.

PP: Tutaj muszą wypowiedzieć się przede wszystkim specjaliści – lekarze Rehasport w Poznaniu, którzy go badają. Te parę tygodni dano mu na to, aby doszedł do siebie bez operacji. Jest na to szansa, aczkolwiek funkcjonalnie nie wiemy, jak to będzie działało – dowiemy się dopiero za parę tygodni. Jak na to, co mu się stało (upadł bardzo mocno na parkiet, miał ogromny ból i teraz po krótkim okresie i ćwiczeniach – pracuje z naszymi fizjoterapeutami, jest w kontakcie z lekarzem) to wygląda nieźle, ale nie jest to stan umożliwiający grę. Nie dysponujemy graczami pierwszej światowej jakości, ale jeśli mamy dwóch w tym przypadku równorzędnych zawodników na pozycji, którzy mogą się wymieniać – jest to pole do popisu. Sam Sime Ivic na prawej połówce nie pociągnie, dlatego dobrze że w obwodzie mamy Michała Daszka, który zawsze wchodzi i jest chłopakiem walecznym – jest jednym z najlepszych zawodników grających w ogóle, nie tylko w naszej lidze .

NI: A jak to jest w kontekście też drugiego zespołu i choćby przygotowania fizycznego polskich zawodników? Młodzi zagraniczni gracze wyglądają jak atleci w porównaniu z naszymi chłopakami z Polski. Czy spowodowane to jest nieodpowiednim podejściem do kwestii żywienia?

PP: Po części tak. Zagraniczni działają z większą świadomością, z drugiej strony kluby bazują na większej puli zawodników.

NI: Skoro jesteśmy przy młodych graczach, czy nie uważa Pan, że zawodnicy przed ważnymi meczami powinni być objęci opieką psychologa, oczywiście nie umniejszając przy tym Pana wkładu. Coraz więcej można usłyszeć o roli psychologa w sporcie, w drużynie…

PP: W dzisiejszych czasach rzeczywiście tak jest. Jeśli przyniosłoby to efekt, to dlaczego by nie skorzystać? Sądzę jednak, że w tej chwili nie jest to klucz do sukcesu. Patrząc ogólnie, gdy widziałem to, co było np. we Wrocławiu, w Szczecinie lub w innych zespołach, to występuje przepaść, która dzieli 17-18 latków od grania na tym wyższym poziomie. Jeśli pojawiają się wyjątki od tej reguły, to zawodnicy tacy są na ustach całej ligi.

NI: Czy nie uważa Pan, że drużyna powinna mieć zaplecze w postaci trzeciego, młodego, utalentowanego zawodnika na daną pozycję aby móc z niego skorzystać w takich przypadkach jak dłuższa przerwa w grze de Toledo?

PP: Powinniśmy mieć i na większości pozycji mamy chłopaków w drugim zespole. W tym sezonie skorzystaliśmy już np. z Karola Kisiela, Aleksa Olkowskiego, Tomka Wiśniewskiego, czy Leona Sowula. Akurat na pozycji prawego rozegrania brakuje alternatywy, zawodnicy drugiego zespołu dzielenie sobie radzą, ale przejście z juniorów do seniorów jest ciężkim zadaniem.

NI: Wspólnie z prezesem Arturem Zielińskim pełni Pan funkcję dyrektora sportowego, za decyzje jednak odpowiada Prezes Zarządu. Rozumiemy, że to Pan prezesowi przedstawia listę zawodników, których chętnie widziałby w drużynie? Proszę nam powiedzieć, czy to Pan prowadzi z potencjalnymi kandydatami rozmowy czy Prezes Zarządu, który przypomnijmy, że na przedsezonowej konferencji prasowej wziął na siebie odpowiedzialność za pełnioną funkcję?

PP: Każdy z nas ma jakieś kontakty, czy to z menedżerami, czy samymi zawodnikami. Ja staram się wykorzystać moje znajomości, prowadzę przegląd lig, rozmawiamy – podobnie zresztą jest w przypadku prezesa. Natomiast o listach zawodnikach Panowie to nie mamy co rozmawiać, bo to nie wygląda tak, że mamy listę 10 zawodników i z niej wybieramy sobie kogo chcemy. Przechodzimy do momentu, w którym musimy zmieścić się w pewnych ramach budżetowych. Wiedząc, na kogo możemy sobie pozwolić przedstawiam swoja rekomendację.

NI: Pytamy Pana w kontekście przedsezonowych zapowiedzi. W jednym z odcinków wislatv, kiedy przedstawiany był Nemanja Obradović, prezes Zieliński powiedział „przedstawiłem trenerowi listę zawodników, spośród których trener wskazał danego gracza” To wygląda tak jakby został Pan postawiony przed faktem dokonanym…

PP: Byli gracze, o których rozmawialiśmy, prezes Zieliński potwierdził, którzy mieszczą się w naszych możliwościach finansowych i wybrałem zawodnika, który ze względów sportowych będzie najlepiej pasował do drużyny.

NI: W niedawnym wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, jednoznacznie dał Pan do zrozumienia, że bez większego wsparcia finansowego ten klub pewnego poziomu nie przeskoczy…

PP: Przed sezonem mówiliśmy o celach, które nas interesują, bo taka jest prawda. Wisła zawsze walczy o najwyższe cele i podobnie jest w tym roku. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że ich realizacja jest obarczona dużym ryzykiem biorąc pod uwagę fakt, z kim przychodzi nam rywalizować. Historia oczywiście zna przypadki, gdzie drużyny z drugiego planu sięgały po Ligę Mistrzów, ale to były na ogół jednorazowe wyskoki i po chwili wszystko wracało do „normy”. Jeśli mówimy o zrównoważonym rozwoju i podnoszeniu poziomu drużyny, to większy budżet na pewno jest jednym z podstawowych czynników.

NI: Jeśli mówimy o wsparciu finansowym to przez ostatni czas klub pozyskał zaledwie jednego sponsora…

PP: W sponsoringu nie siedzę, zajmuję się stroną sportową, natomiast wydaje mi się, że takie sprawy nie dzieją się z dnia na dzień. Dobrze, że miasto bardzo angażuje się w klub.

NI: Wiele osób mówi, że to jest właśnie nasze nieszczęście…

(przedstawiliśmy informacje dotyczące rozdzielenia sekcji, wsparcia finansowego samego Orlenu)

PP: Mnie tu wcześniej nie było także nie wiem, mogę jedynie czytać pomiędzy wierszami…

NI: Wracając jednak do zawodu trenera. Współpracuje Pan z Krzysztofem Kisielem a także Arturem Góralem. Na jakich horyzontach Panowie współdziałacie, jak wygląda podział obowiązków?

PP: Ta sytuacja jest dla mnie o tyle dobra, że są to osoby z Płocka znające na wskroś ten klub i ten zespół. Pracowali z wieloma ciekawymi trenerami. To jest jedna sprawa. Ja też mogę korzystać z tych doświadczeń, które przez lata się nagromadziły. Znaliśmy się z przeszłości, razem graliśmy, ale przeszło 20 lat się nie widzieliśmy. Staramy się uzupełniać, ale wiadomo, że ja ponoszę odpowiedzialność i w dużej mierze przez to ja decyduję, chociaż cały czas wszystko konsultujemy.

Ja się również bardzo dużo od nich uczę w tym sensie, że oni znają zawodników, którzy tutaj wcześniej grali, a to znacząco pomaga. Podobnie jak w momentach newralgicznych, kiedy tego nie widać, w trakcie meczów, kiedy jest nerwówka wówczas wypowiedziane dwa, trzy hasła powodują, że człowiek może otrzeźwieć – podjąć określoną decyzje lub ją zmienić. Do tej pory moim zdaniem wszystko działa bardzo dobrze. Ja z tego korzystam i myślę, że oni też.

NI: W tym sezonie odchodzi dwóch kluczowych zawodników: Dima Zhitnikov (naszym zdaniem, zawodnik, który w Wiśle nie pokazuje tego samego co w reprezentacji Rosji) i hiszpański golkiper Rodrigo Corrales. Wiemy kto ich zastąpi. Jakby Pan scharakteryzował i porównał Nemanję Obradovica z rosyjskim rozgrywającym?

PP: Dima Zhitnikov posiada luz w poruszaniu się. To jest taki gracz, któremu naturalnie wszystko przychodzi. Rzeczywiście jego forma w Płocku falowała. To już po części jest historia, aczkolwiek Dima jest bardzo zaangażowanym chłopakiem. Żegnając się z Płockiem chce coś wygrać i to widać. To mi imponuje.

NI: Czy szukamy jeszcze zawodnika, który mógłby w przyszłym sezonie uzupełnić środek rozegrania? Takie nazwisko jak Zarabec jest na topie listy marzeń płockich kibiców.

PP: Zarabec to bardzo fajny zawodnik, ale niestety ma jeszcze ważny kontrakt w Celje, a do tego wybujałe oczekiwania. Ma oczywiście po części ku temu podstawy. Celje teraz, dość niespodziewanie, złapało bardzo wysoką formę. Podobać może się również choćby Mackovscek, który jeśli skupia się tylko na grze, a nie sprawach pozaboiskowych, to jest zawodnikiem nie do zatrzymania. Wracając do Zarabeca to wiadomo, że jest to gracz, który patrząc na mistrza Słowenii od razu rzuca się w oczy, ale kończąc ten wątek mogę powiedzieć tylko tyle, że są duuuże ograniczenia, jak nie nawet większe…

Jeśli klub stać na kontraktowanie „bomb transferowych”, to oczywiście może i powinien to robić. Jeśli takich możliwości nie ma, to trzeba bazować na szerszej kadrze i kombinacyjnym ustawieniu tych zawodników, których się posiada w składzie.

NI: Jak wygląda kwestia przedłużenia kontraktów z zawodnikami, którym kończą się po tym sezonie umowy z Wisłą? Kiedy możemy spodziewać się konkretnych informacji na ten temat?

PP: Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć tylko tyle, że rozmowy dotyczące przyszłości tych graczy w Wiśle trwają. Wszystko uzależnione jest od sytuacji na rynku transferowym i od tego, czy ewentualne zmiany wpłynęłyby na podniesienie jakości zespołu. Pomimo tego, że jest już stosunkowo późno na jakieś roszady, to zostawiamy sobie tutaj jeszcze pewną furtkę otwartą.

NI: Ale taki Caszar po sezonie będzie wolnym zawodnikiem i póki co nie słychać aby podpisał kontrakt z jakimś klubem.

PP: Zgadza się, tylko ta wysokość jego pensji w Szwajcarii… Do tego czuje się on w zespole Kadetten trochę jak „u pana boga za piecem”. Jest kluczowym ogniwem wokół którego zbudowany jest cały team. Jest mózgiem tego projektu i w tej roli doskonale się czuje i sprawdza. Ale Panowie jeszcze raz, zarobki w Szwajcarii a zarobki w Polsce, sami rozumiecie…

NI: Wiele kontrowersji wśród kibiców wzbudza decyzja o podpisaniu kontraktu z młodym węgierskim bramkarzem. Wygląda na to, że ten zawodnik nie jest lepszy od goalkeeperów których obecnie mamy w składzie a do tego umowę zawarto tylko na 2 lata. Wydaje się to być pozbawione sensu. Jak Pan zapatruje się na ten transfer?

PP: Pewnie, że najlepiej byłoby ściągnąć zawodnika z dużym nazwiskiem, który z marszu wejdzie do składu i „na dzień dobry” będzie stanowił pewny punkt. Niestety, z takich czy innych względów okazało się to niemożliwe. Tacy zawodnicy są albo związani kontraktami, albo są dla nas zbyt drodzy. Konkretnych nazwisk nie będę wymieniał, bo to teraz nie ma sensu.

NI: Stefanovic?

PP: Poszedł do Schauffhausen i sprawa wygląda podobnie, jak w Csaszarem. Ale czy słyszeliście o nim wcześniej przed mistrzostwami Europy w Polsce? Tak naprawdę to zawodnik ten można powiedzieć dopiero teraz wyskoczył, choć oczywiście teraz jego nazwisko ma już inny wydźwięk w Europie.

NI: Wiele było plotek sugerujących, że zmiennikiem Dimy w przyszłym sezonie będzie Pavel Atman. Kibice już widzieli go w barwach Wisły tymczasem Rosjanin ostatecznie podpisał kontrakt w Niemczech. Co zadecydowało o tym, że Atmana nie zobaczymy w Płocku?

PP: To nie były tylko plotki. Rzeczywiście prowadzone były rozmowy z tym zawodnikiem, ale pojawiły się problemy z pośrednikami, a do tego do gry wkroczył Hannover. I tutaj znowu nie byliśmy w stanie wytrzymać konkurencji pod względem finansowym. No niestety to są wysokie kwoty.

NI: Wisła gra w lidze mistrzów, klub jest stabilny, nie ma problemów z wypłatami i nie wytrzymujemy konkurencji z niemieckim średniakiem, który nie oszukujmy przy konkurencji jaką ma na krajowym podwórku szanse na awans do ligi mistrzów ma żadne?

PP: Atman zwyczajnie postawił na pieniądze w tym wypadku. Koniec i kropka.

NI: Jak Pan ocenia strategię, wizję i obecną politykę klubu? Sprowadzamy młodych utalentowanych graczy, którzy w Płocku wyrabiają sobie nazwisko i po 2-3 latach odchodzą do innych klubów. Czy to nie jest droga prowadząca donikąd?

PP: Takie pytanie należy kierować do osób bezpośrednio odpowiedzialnych za podpisywanie umów z zawodnikami w naszym klubie. Czy my jesteśmy w stanie podpisywać umowy dłuższe niż 2-3 lata? Nie znam tak dokładnie procedur spółki. Wiem natomiast, że umowę podpisują dwie strony i obie muszą zgodzić się na zaproponowane warunki, w tym m.in. długość trwania umowy. Nie zawsze zawodnicy chcą się wiązać na cztery, czy pięć lat.

NI: Jako przykład można wskazać Celje – zespół o podobnym potencjale do naszego. Tam kluczowi zawodnicy podpisują długoterminowe kontrakty i jeśli odchodzą to klub na nich zarabia. My wkładamy pracę w wyszkolenie zawodnika, który jeśli już wejdzie na odpowiedni poziom to odchodzi do innego klubu i Wisła na nim nie zarabia.

PP: Jeśli chodzi o kwoty odstępnego to są to pojedyncze przypadki i mówimy wówczas o zawodnikach wybitnych, po których zgłaszają się najwięksi. Opisana sytuacja będzie się powtarzać, ale też nie mówmy, że to zjawisko dotyczy tylko Wisły. Padł przykład Celje. Nie wiem, kiedy Celje ostatnio coś zarobiło na transferze, ale przed sezonem stracili Blaža Blagotinšeka, zaraz odejdzie Blaz Janc i myślę, że kwestią czasu jest odejście Zarabeca, czy Mackovseka. To samo przecież jest w Zagrzebiu: Filip Ivić poszedł do Kielc, Luka Stepancić do Paryża, czy Sandro Obranović do Szeged. Dlatego nie jestem do końca przekonany, czy długość kontraktu jest lekarstwem na wszystko, ale tak jak jednak powiedziałem, na pytanie o szczegóły formalne możliwości podpisywania dłuższych umów nie jestem w stanie odpowiedzieć.

NI: A czy byłby Pan zatem zwolennikiem zawierania dłuższych umów z zawodnikami oraz kontraktowania graczy z dużym wyprzedzeniem jak to miało miejsce choćby w przypadku Przemysława Krajewskiego?

PP: Generalnie jeśli zawodnik jest tego wart, posiada talent pozytywnie zweryfikowany przez ludzi, którzy się na tym znają, to tak, w takim wypadku jak najbardziej jestem za tym. Ale nie należy tutaj uśredniać i stosować tej zasady do wszystkich zawieranych umów. Tego typu podejście obarczone jest jednak sporym prawdopodobieństwem błędu.

NI: Czy w momencie gdy nie stać nas na głośne nazwiska i topowych graczy z Europy nie wypadałoby rozejrzeć się na krajowym podwórku i ściągnąć do Płocka młodych wyróżniających się zawodników w innych polskich klubach? Nie obciążyło by to chyba zanadto budżetu klubu. Można spróbować zakontraktować 5 takich chłopaków a przy odpowiednim prowadzeniu 1-2 może w przyszłości osiągnąć odpowiedni poziom.

PP: I tak Wisła robi. Do Płocka bardzo wcześnie trafili przecież Adam Morawski, Michał Daszek, czy ostatnio bracia Gębala. Inna sprawa, czy to są takie całkowicie małe pieniądze? Takich zawodników nie jest zbyt wielu. Jeśli do tego ocierają się gdzieś o kadrę narodową, to też mają już swoje wymagania. 5 czy 6 takich dodatkowych zawodników już znacząco zwiększa koszty. Co więcej, oni przychodzą do Wisły nie po to, żeby grać w drugiej drużynie w I lidze, więc muszą prezentować już konkretny poziom, aby pomóc nam chociażby w Superlidze. Poza tym z tak liczną grupą dużo trudniej pracuje się też na treningach, gdyż nie jesteś w stanie poświęcić danemu zawodnikowi tyle uwagi, ile potrzebuje. I przy tym wszystkim musimy jeszcze pamiętać, o co my gramy.

NI: Czy prowadzone są zatem jakieś rozmowy z prezesem Zielińskim w tym zakresie? Ma Pan kontrakt podpisany na 3 lata i czy zastanawiają się już Panowie jak będzie wyglądała Wisła w perspektywie kolejnych lat?

PP: Pewne rozmowy są prowadzone. Nie ma co na ten moment wymieniać tutaj konkretnych nazwisk, ale poczynione zostały pierwsze kroki w tym zakresie. Temat podjęty został już dosyć dawno temu i takie rozwiązanie byłoby dla nas bardzo korzystne. Zawsze na pierwszym miejscu należy spróbować wyciągnąć jak najwięcej z tego materiału, który ma się na rynku lokalnym. Tak jak wspomniałem, mamy w składzie już kilku młodych zawodników, jak choćby bracia Gębala i w nich trzeba inwestować. Na dzień dzisiejszy w Polsce lepszych młodych graczy zbyt wielu nie ma. Dublowanie ich pozycji też wielkiego sensu nie ma, chociaż oczywiście zawsze istnieje opcja wypożyczenia zawodnika, aby ogrywał się w innym zespole.

NI: Skoro jesteśmy przy braciach Gębala to może krótkie pytanie odnośnie Tomka. Oczekiwania ze strony kibiców były, że będzie to typowy egzekutor rzucający z drugiej linii. Tymczasem tych rzutów w jego wykonaniu jest stosunkowo mało a całkiem sporo wchodzenia w kontakt z rywalem i prób zabiegania na prawą połówkę. Czy takie są Pana oczekiwania wobec tego zawodnika?

PP: Oczywiście my cały czas pracujemy nad tym aby ten chłopak wychodził szybciej do góry i żył głównie z rzutów. Trzeba mieć jednak świadomość, że jest to niby młody chłopak, ale z drugiej strony ma już pewne automatyzmy wypracowane i naturalnie szuka tego kontaktu z obroną przeciwnika. Trzeba mieć świadomość, że to nie jest Karol Bielecki, który od samego początku swego grania miał ogromną łatwość wyjścia z rzutem. Tomek w momencie przyjścia do Płocka nie miał za wiele meczów rozegranych na wysokim poziomie i tego ogrania brakowało. Przyjechał świetnie przygotowany fizycznie, ale to nie wszystko. Ciężko jednak pracujemy i ja już widzę bardzo duży progres w jego grze. Zaczyna schodzić w drugą stronę, podaje do koła, wyraźnie poprawił rzut. Wygląda to coraz lepiej, ale oczywiście trzeba mu dawać grać, podobnie jak drugiemu z braci. Maciek potrafi grać w obronie, ale jemu też trzeba było dawać grać jak najwięcej pomimo tego, że czasami wypadało postawić na tych bardziej doświadczonych. Ale gdybyśmy tego nie robili, to gdzie on miałby zdobyć to doświadczenie?

NI: W takim razie od razu pytanie odnośnie tej rotacji w składzie. Czy nie uważa Pan, że za dużo i za często dokonuje Pan zmian w ramach jednego spotkania? W takim wypadku ciężko jest o to przysłowiowe „rozumienie się bez słów” na parkiecie zwłaszcza jeśli chodzi o defensywę.

PP: (śmiech) Tak, tak sam doszedłem do tego, że rzeczywiście tej rotacji było czasami za dużo. Tylko żeby była jasność: ja nie rotowałem dlatego, że mi się chciało rotować, albo żebyśmy teraz mówili jaka wspaniała rotacja, tylko to była reakcja na wydarzenia na parkiecie. Później rzeczywiście, muszę się przyznać, doszedłem do wniosku, że w paru momentach tego było za dużo. Oczywiście tutaj nie mówię o sytuacji, w której jest wzięty czas i czasami celowo zmieniamy obronę aby zaskoczyć przeciwnika i uniemożliwić wykonanie akcji, którą przygotowali. Czasem rzeczywiście ciągłe zmiany mogą niekorzystnie wpłynąć na niektórych zawodników.

NI: Widać to choćby po Duarte – chłopak im gra dłużej w ramach danego meczu tym wygląda lepiej…

PP: Faktycznie chyba najlepszy przykład, że ciągłe zmiany nie służą. W jego przypadku jest jeszcze jedna istotna kwestia: my gramy obroną 5:1 głównie dzięki temu, że jest to niezwykle inteligentny zawodnik. Kosztuje to jednak masę energii i jego to w kilku spotkaniach mocno dotknęło. A innego aż tak dobrego zawodnika, który mógłby również z powodzeniem pełnić tę funkcję my nie mamy.

NI: Czy jeśli nie uda się już uzupełnić składu jakimś typowym playmakerem to czy widzi Pan na tej pozycji alternatywnie Przemysława Krajewskiego?

PP: Tak. Ze względu na możliwości gry jeden na jeden jakie posiada, jest on na pewno alternatywą na tę pozycję.

NI: Jak Pan odniesie się do informacji dotyczącej przyszłości Michała Daszka, który ponoć jest „po słowie” z jednym z klubów niemieckich?

PP: Robimy wszystko, żeby zawodnik został w Płocku. Tyle mogę powiedzieć na ten temat.

NI: Pracował Pan na zachodzie, posiada Pan bardzo bogate doświadczenie. Jak może Pan porównać funkcjonowanie klubu na zachodzie z tym co obserwuje Pan obecnie w Płocku? Czego Wiśle brakuje aby równać się z najlepszymi?

PP: Ogólnie ciężko to porównać. Kiedy niemieckie kluby wygrywały Ligę Mistrzów, w Polsce były podpisywane pierwsze profesjonalne kontrakty, więc siłą rzeczy kluby zachodnie mają więcej doświadczenia w poruszaniu się w pewnych płaszczyznach, jak choćby struktury EHF. Przecież my dopiero od roku mamy ligę zawodową, Bundesliga w obecnym kształcie funkcjonuje od 2003 roku. Niemniej uważam, że tutaj w Płocku wykonywana jest również dobra robota. Oczywiście jest parę rzeczy, które można poprawić i ludzie za to odpowiedzialni starają się to robić.

NI: Manolo Cadenas. Czy ma Pan jakiś kontakt z poprzednim trenerem Wisły? Wymieniali się Panowie doświadczeniami?

PP: W tym roku nie, natomiast wcześniej rozmawialiśmy kilkukrotnie. To jest trener, który naprawdę wielu młodych, fajnych chłopaków wychował – całą armię prawie pracując jeszcze w Hiszpanii w Leon. Ma bardzo duży przegląd, doświadczenie i specyficzne podejście do piłki ręcznej, dlatego fajnie jest z nim porozmawiać. Poza tym byłem ciekawy, jak on widział tutaj sytuację w Płocku, jak się czuł w Polsce pracując w Wiśle.

NI: Co by Pan chciał poprawić w grze zespołu w przyszłym sezonie? Gdzie są te obszary, które Pana zdaniem powinny funkcjonować lepiej/inaczej?

PP: Na pewno w pewnych momentach moglibyśmy zmienić rytm gry, żeby to granie trochę przyspieszyć. Czasami widać, że zawodnicy za dużo myślą gdzie i jak się ustawić, co jest związane z pewnymi automatyzmami, które się dopiero wyrabiają. Większa wszechstronność i to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, czyli danie zawodnikom szansy gry w dłuższym wymiarze czasowym w określonych układach tak, żeby zawodnicy czuli się pewniej. Oczywiście ustabilizowanie formy.

NI: Z tą stabilizacją to może być różnie w momencie kiedy zespół złożony jest w większości młodych zawodników.

PP: Zdajemy sobie z tego sprawę. Może to głupio zabrzmi, ale im trzeba dać możliwość błędu, bo jak inaczej człowiek się nauczy?

NI: Zgadza się ale miejsce na naukę jest raczej na poziomie rozgrywek krajowych gdzie jednak ten margines błędu jest znacznie większy niż w lidze mistrzów gdzie często 2-3 błędy decydują o porażce w danym spotkaniu.

PP: Po pierwsze, każdy zawodnik miał kiedyś swój pierwszy mecz w Lidze Mistrzów. Ktoś mu zaufał, pozwolił zdobyć doświadczenie. To jest naturalne. Po drugie jak sobie Panowie wyobrażacie grę przeciwko Flensburgowi, czy PSG dziesięcioma zawodnikami? Kiedyś ci zawodnicy muszą usiąść na ławkę i odpocząć, bo pełnych sześćdziesięciu minut nie pociągną. Nie jesteśmy Veszprem, czy Barceloną, gdzie na każdej pozycji jest dwóch, czy nawet trzech graczy z najwyższej półki. Obecnie na prawie na każdej pozycji mamy jednego stosunkowo doświadczonego zawodnika, jednego młodego, ale ten poziom ogólnie jest bardzo wyrównany i każdy jest w stanie wnieść coś pozytywnego do gry.

NI: Panie trenerze a jak ocenia Pan reformę krajowych rozgrywek i wprowadzenie ligi zawodowej.

PP: Plus jest taki, że nie został zachowany jakiś status quo, czyli ta liga była jaka była i nic się nie działo. Widać to choćby po transmisjach.

NI: Zgadza się, NC+, Piotr Karpiński z ekipą robią dobrą robotę.

PP: To się o wiele lepiej ogląda i inny wydźwięk ma na zewnątrz. Super. Sam system, można się z nim oczywiście kłócić, ale dodaje to smaczku. Trzeba pamiętać, że to jest pierwszy rok, testowy. Podział na grupy – mnie to osobiście nie przeszkadza. Właściwie nic to nie zmienia. Powinno być łatwiej w finale, bo to są tylko 2 mecze, a nie jak kiedyś nawet 5.

NI: Na koniec może trochę luźniejsze tematy. Jak Pan zadomowił się w Płocku? Co się Panu u nas podoba a co nie? Ma Pan swoje jakieś ulubione miejsca w mieście?

PP: Całkiem niedawno wróciliśmy z Niemiec, potem 2 lata byliśmy we Wrocławiu teraz tutaj w Płocku. Najważniejsza była rodzina, a zwłaszcza syn i zmiana szkoły. Ale to jest inaczej niż jak wyjeżdża się za granicę: człowiek zna kulturę, ludzi i asymilacja jest o wiele prostsza.

Jeśli chodzi o Płock i okolice to mówiąc szczerze za dużo nie miałem możliwości zwiedzać. Nie chcę tu dramatyzować, że dużo pracujemy „jak w kopalni” ,jest sporo spotkań, dużo wyjazdów i tego czasu wolnego nie zostaje za wiele. Poruszam się zatem głównie między halą, a domem, a wolny czas staram się spędzać z synem na rowerze. Mamy fajne tereny niedaleko domu i tam głównie jeździmy.

NI: Tym bardziej doceniamy czas, który poświęcił Pan na to spotkanie. Jeszcze raz bardzo dziękujemy w imieniu swoim i wszystkich kibiców Wisły Płock. My moglibyśmy tak rozmawiać do rana ale to może umówimy się na takie spotkanie już po zdobyciu mistrzostwa Polski.

Zapraszamy jeszcze do  zdjęcia.

Dziękując życzymy samych sukcesów!

Materiał opracowali:

Pełnomocnik ds.pełnomocnictw

Bartas

Przypominamy, że w najbliższą sobotę o godzinie 14.00 w Orlen Arenie (wejście K5) odbędzie się spotkanie z prezydentem Andrzejem Nowakowskim i prezesem SPR Arturem Zielińskim. Obecność obowiązkowa dla każdego komu zależy na przyszłości naszego klubu. Każdy będzie mógł wreszcie osobiście zadać nurtujące go pytania!