Nastąpią zmiany?

Mija dzień, tydzień, miesiąc po miesiącu a wnioski jak nie były tak nie są wyciągane….

Rozpoczynając nasze podsumowanie pragniemy pokrótce przypomnieć najważniejsze wydarzenia z sezonu 2016/2017 zwrócimy również uwagę na te aspekty, które wzbudzają nasze obawy i niezadowolenie.

Wiślacy przystępowali do sezonu jak co roku z nowymi nadziejami z wiarą na lepsze jutro. Mieli w tym pomóc następca Manolo Cadenasa – Piotr Przybecki, Gilberto Duarte, Sime Ivić, Lovro Mihić, Maciej i Tomasz Gębala.

Gilberto Duarte

Urodzony 6 lipca 1990 roku, mierzący 197 cm, ważący 96 kg. Do Płocka przychodził z FC Porto, w którym był kluczowym zawodnikiem nie inaczej miało być w Wiśle.

Sime Ivić

Urodzony 21 stycznia 1993 roku, mierzący 195 cm, ważący 93 kg. 23-letni Chorwacki prawo-rozgrywający do Wisły przyszedł z francuskiego HBC Nantes, wcześniej występował w Celje Pivovarna Lasko. Po odejściu Angela Montoro wszyscy liczyli, że Sime stanie się pierwszoplanową postacią na swojej pozycji.

Lovro Mihić

Mierzący 180 cm wzrostu, ważący 74 kg. Do Wisły przychodził z HC PPD Zagrzeb, którego jest wychowankiem.

Maciej Gębala

Urodzony 10 stycznia 1994 r. mierzy 202 cm, waży 102 kg. Przychodził z SC Magdeburg Jest wychowankiem gdyńskiego klubu piłki ręcznej Kar-Do Spójnia, grający na pozycji kołowego miał być alternatywą dla Tiago Rochy.

Tomasz Gębala

Urodzony 23 listopada 1995 roku, mierzy 212 cm wzrostu waży 103 kg. Podobnie jak brat jest wychowankiem klubu Kar-Do Spójnia, z którego trafili do niemieckiego SC Magdeburg. Do Wisły przychodził jako następca „Karola Bieleckiego”

Z wypożyczenia z Pogoni Szczecin powrócił również Adam Morawski.

Nowo przybyli podobnie jak pozostali musieli zapoznać ze zmianami w PGNiG Superlidze. Liga zawodowa oparta na nowej formule w postaci podziału na grupy: granatową i pomarańczową, dogrywki, rzuty karne, mecze pokazywane w stacji nc plus miały przyczynić się do jakości i lepszego opakowania polskiego handballu. Poza zmianami na polskim podwórku podopieczni Piotra Przybeckiego przystępowali do gry na froncie zachodnim. Rywalizacja w grupie A z Telekom Veszprem, FC Barceloną, Paris SG Hanbdall, Flensurgiem – Handewitt, THW Kiel, Kadetten Schauffausen czy Bjerrinbgro – Silkeborg miały dać odpowiedź w jakim miejscu znajduje się Wisła?

Liga Mistrzów

Gdy za sterami płockiego teamu zasiadał Manolo Cadenas gra naszego zespołu zdawała się utwierdzać swych fanów w przekonaniu, że lata europejskich blamaży i upokorzeń mamy za sobą. Oto nadchodzą czasy, gdy przed ambitną, acz nie najbogatszą Wisłą z Płocka drżeć będą kolosi handballowego świata. Trzy lata pracy świetnego, hiszpańskiego szkoleniowca pokazały rezerwy drzemiące w płockiej młodzieży – bo to on przecież wprowadził na właściwy, europejski poziom Kamila Syprzaka czy najpierw zrobił z Mateusza Piechowskiego obrotowego, by następnie uczynić go jednym z najbardziej obiecujących graczy na pozycji numer jeden w obronie w kraju. To głównie za sprawą roboty, jaką odwalił były trener bijemy się teraz z najlepszymi w Europie, a nie na „zapleczu” najważniejszych europejskich rozgrywek (czyli grupach C/D) lub na peryferiach wielkiej gry ( Puchar EHF). Jego następca więc zadanie miał naprawdę podwójnie trudne – nie tylko podtrzymać wysoki poziom, na jaki wprowadził Wisłę Cadenas, ale również poprawić niektóre elementy w dość krótkim czasie. Bo handball próżni nie znosi. Z roku na rok coraz więcej drużyn chce dorwać się do tego smakowitego tortu, jakim jest Final Four LM. A u nas, wiadomo… Co prawda poziom zawodników nie obniżył się znacząco, jednak straciliśmy kilka ważnych ogniw i już na początku sezonu mieliśmy świadomość, że stracimy kolejne z nich. Niełatwe jest życie Nafciarza… No, ale do rzeczy. Piotr Przybecki stanął przed nie lada wyzwaniem. Czy mu podołał? I tak, i nie.

Na pewno drużynie zaszkodziła kontuzja Dana Emila Racotei. Odniósł ją niemal w pierwszej akcji pierwszego grupowego starcia z Barceloną. Zawodnik ważny, bo wszechstronny. Przydatny zarówno w obronie, jak i w ataku. Wobec jednoczesnej absencji Mateusza Piechowskiego na kluczowych pozycjach w defensywie Przybecki musiał kombinować mając do dyspozycji trzech zawodników, którzy przepracowali z drużyną tylko okres przygotowawczy. Ciężko o dobre zgranie po takim czasie. A Blaugrana jak żaden inny zespół potrafi obnażyć braki w szykach obronnych. Zaczęliśmy europejskie granie od porażki z wielką Barceloną, ale porażki raczej wkalkulowanej w ryzyko. Margines błędu pozostawał bardzo duży.

Nie wyczerpał się on również w Paryżu. Tam Nafciarze zagrali naprawdę znakomite zawody. Zobaczyliśmy, jak dużym wzmocnieniem może być dla nas Gilberto Duarte. Nie tylko świetnie rzucał i podawał, ale również po profesorsku ryglował defensywę. Cała drużyna włożyła w mecz cały swój wysiłek i postawiła bardzo trudne warunki francuskim hegemonom ze stolicy Francji. Kolejna porażka ze zdecydowanym faworytem oraz dobry prognostyk przed kolejnym meczem z handballowym potentatem.

Drugi mecz w Orlen Arenie i pierwsza niespodzianka. Za taką z pewnością należy uznać urwanie punktu klubowym wicemistrzom Europy, którzy każdego roku zaliczają się do grona faworytów całego turnieju. Węgrów raz po raz karcił kolejny nowy nabytek Wisły, czyli Sime Ivić. Z resztą Chorwat jest jednym z głównych odpowiedzialnych za dobre wyniki w całych tegorocznych rozgrywkach. Drugi jego świetny mecz w LM i pierwsze punkty Nafciarzy.

Do kolejnego starcia przystępujemy już z perspektywy faworyta. Silkeborg miał w końcu przerwę od wielkiego, europejskiego grania. My musieliśmy ten mecz wygrać, jeśli mieliśmy dalej marzyć o miejscu wyższym niż szóste. Spotkanie w Danii było jednak totalnym rozczarowaniem. Dziurawa defensywa, kulawa ofensywa i w efekcie dostajemy od Bjerringbro 33 bramki, tyle samo co od PSG. Sami rzucamy tylko 24 i to pierwsza tak wysoka porażka Wisły od lania w Skopje. Nagle margines błędu staje się niebezpiecznie mały.

Na kolejny bój w ramach grupy A jedziemy w bojowych nastrojach. Przeciwnik, po raz kolejny, z najwyższej europejskiej półki. Flensburg Lubomira Vranjesa to gwarancja ciężkiej przeprawy. Dodatkowo graliśmy na obcym terenie. Po raz czwarty w sezonie musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Porażki minimalnej, ale trzeba oddać Rodrigo Corallesowi, że uchronił nas przed łomotem. To był z resztą mecz bramkarzy, bo świetne zawody rozegrał vis a vis Hiszpana – Mathias Andersson. Po pięciu grupowych starciach pozostawaliśmy bez zwycięstwa w Lidze Mistrzów…

… Ale warto było czekać na TAKIE zwycięstwo. Historyczne, bo pierwsze w Orlen Arenie, a drugie w ogóle. THW Kiel przyjechało do Płocka po potrzebne jak tlen dwa punkty, a wyjechało przegrywając po emocjonującym widowisku dwoma bramkami. Głównie za sprawą drużynowej postawy i indywidualnie dobrej postawie Sime Ivicia wracamy do gry o awans do TOP 16 i wciąż mamy szanse, aby zająć lepsze miejsce niż to szóste. Margines błędu jest jednak mały.

W dobrych nastrojach i pełną halą przyjęliśmy kolejnego rywala w EHF CL. Kadeci z Szafuzu to outsider naszej grupy, bez choćby maleńkiego punkciu. Co prawda postawili się i Silkeborgowi czy Veszprem, ale generalnie jest to zespół,który ogrywać trzeba. W Płocku poszło lekko, łatwo i przyjemnie. Rzucamy im najwięcej bramek w tej edycji i spełniamy swój obowiązek. Szykujemy się jednocześnie do rewanżu w Szwajcarii.

Podróż nad Ren skończyła się jednak największą wpadką Nafciarzy w najnowszej historii naszych występów w Lidze Mistrzów. Nie grający praktycznie o nic outsider praktycznie tylko w osobie Gabora Csasara, jednocześnie przy bardzo słabej postawie graczy Wisły sprawił,że margines błędu przestał istnieć. Każdy kolejny mecz był dla nas grą o wszystko.

W kolejnym meczu, w Kilonii podopieczni Piotra Przybeckiego znowu udowodnili, że nie mają kłopotów z motywacją na największe europejskie potęgi. Punkt zyskany w Niemczech dawał nadzieję. Margines błędu nadal pozostawał wyczerpany.

Ostatnie pięć spotkań miało,niestety, oczywisty przebieg. Bo choć udało nam się pokonać u siebie bezpośredniego rywala do zajęcia szóstego miejsca w grupie, to przegraliśmy wszystkie pozostałe starcia. Silkeborg natomiast potrafił jeszcze sprawić niespodziankę i pokonał THW Kiel, co dało mistrzom Danii miejsce w najlepszej szesnastce Europy. A Wisła musiała obejść się smakiem, po raz pierwszy od kilku lat.

Reasumując: w spotkaniach z mocniejszymi na papierze rywalami potrafiliśmy pięknie zaskoczyć. Nawet w przypadku porażek gra wyglądała dużo lepiej, niż końcowy wynik. Dużo gorzej sprawa wyglądała z bezpośrednimi rywalami do awansu – Choć udało nam się u siebie pokonać duńskie Bjerringbro, to jednak w wyniku niekorzystnego bezpośredniego bilansu po raz pierwszy od 2011 roku nie znajdujemy się w najlepszej szesnastce drużyn starego kontynentu (chodzi tylko o LM).

Jak więc ocenić Piotra Przybeckiego? W porównaniu z chociaż by z zeszłym sezonem zespół obniżył loty. Dużym usprawiedliwieniem jest tu jednak brak doświadczenia szkoleniowca. To był przecież dopiero jego pierwszy sezon na ławce trenerskiej w najpoważniejszych klubowych rozgrywkach szczypiorniaka. Jeśli chodzi o zawodników – na szczególne wyróżnienia zasługują Ivić (najlepszy snajper), Gilberto Duarte,Rodrigo Corrales i – niezawodny jak zawsze – Valentin Ghionea. Co zawiodło? Moim zdaniem – doświadczenie. Tego z pewnością, przy niedużych kadrowych zawirowaniach, w następnym sezonie zawodnikom przybędzie. Przeszkodą może być kolejna wymiana kluczowego rozgrywającego. Nemanja Obradović to zupełnie inny zawodnik niż Dima i choć wierzymy, że wniesie do drużyny jakość, to jednak zajmuje najbardziej newralgiczną pozycję w klubie od lat. Co będzie dalej? Czy jeśli Wisła dostanie swoją szansę w Champions League, Przybecki osiągnie z nią lepszy wynik niż w premierowym sezonie? Przekonamy się.

PGNiG Superliga

W tym sezonie Superligi, siłę na krajowym boisku stanowiły jak zwykle dwie drużyny – płocka Wisła i kielecka Iskra. Niestety, Nafciarzom nie udało się zbić z pantałyku podopiecznych trenera Dujszebajewa. Kolejny raz musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Jednak jaka była droga Nafciarzy do finału i wicemistrzostwa Polski?

Czym charakteryzowała się drużyna Wisły na początku sezonu? Mimo odmłodzenia składu, pojawienia się wieku nowych twarzy na kluczowych pozycjach (Duarte, Ivić, Mihić), Nafciarze bardzo mocno weszli w okres przygotowawczy pod okiem nowego szkoleniowca – Piotra Przybeckiego. Młoda Wisła, zarówno ta na parkiecie, jak i za ławka trenerską w swojej grze miała charakteryzować się polotem i fantazją. Młode wilki miały dać nadzieję na ostateczny sukces na przyszły sezon. Solidnie przepracowany czas na treningach przed rozpoczęciem rozgrywek dał się we znaki Nafciarzom. Zawodnikom było złapać ciężko wspólny boiskowy język, jednak z każdą minutą spędzoną na boisku, trybiki w mechanizmie zwanym Wisła Płock zaczęły coraz bardziej funkcjonować. Z pewnością kibicom mogła się podobać szeroko rozprowadzana gra, dynamicznie i pewne wykończone kontry (czego brakowało drużynie Manolo Cadenasa sezon wcześniej). Dodatkowo ciekawa gra w obronie i odważne rzuty zza siedmiu metrów. Oczywiście oprócz superlatywów w grze Nafciarzy można było znaleźć parę mankamentów. Przede wszystkich słaba gra w pierwszej połowie meczu. Tego problemu Wisła nie miała podczas meczów Ligi Mistrzów, natomiast złapanie odpowiedniego rytmu w meczach ligowych czasem trwało całe 30 min i nasi zawodnicy musieli schodzić po pierwszej połowie często z wynikiem na styku. Tak między innymi było w meczy inaugurującym ligę z Meble Wójcik Elbląg (14:15 do przerwy), w spotkaniu z Zabrze (15:13 dla Wisły), w meczu z Puławami (14:14), czy też z Piotrkowianinem (17:16 dla Nafciarzy po 30 min gry).

W miarę upływu rozgrywek gra Wisły stawała się coraz pewniejsza. Boiskowe poczynania Nafciarzy były również doceniane przez wielu komentatorów. Młoda, dynamiczna Wisła, tknięta powiewem świeżości i nowej myśli trenerskiej była chwalona przez wielu znawców szczypiorniaka.

Mimo wielu pochwał, jak na drużynę, która dąży do uzyskania tytułu najlepszej krajowej ekipy, Wiśle zdarzyły się niestety wpadki.

Pierwszy mecz, który zapadnie w pamięci wszystkim kibicom, to starcie z MMTS Kwidzyn z 22 listopada 2016. Mecz ten również zapisał się na kartach historii Superligi jako ten, podczas którego po raz pierwszy została rozegrana dogrywka a o wyniku decydowały rzuty karne. Nikt się nie spodziewał, że po wyniku z pierwszej połowy (17:12 dla Wisły), gdzie Nafciarze mieli zdecydowaną przewagę, drużyna z Kwidzyna będzie potrafiła dogonić bramkową stratę i wyjść w końcówce na prowadzenie. To Nafciarze musieli gonić wynik i to nasza drużyna musiała przejść męki, żeby w ostateczności zwyciężyć w dramatycznych okolicznościach.

Kolejnym meczem, którym można zaliczyć do serii niefortunnych zdarzeń jest pojedynek z Piotrkowianinem, o którym żaden z kibiców z Płocka nie chce wspominać. Zawodnicy bardzo poczuli się do kolorów koszulek, w jakich musieli stoczyć spotkanie. Róż najwidoczniej Nafciarzom nie służył i to outsider z Piotrkowa po spotkaniu, w którym zostawił serce na parkiecie, wieńczył ostateczny sukces. Nafciarze mogli się wstydzić za swoją postawę boiskową. Przede wszystkim zawodnicy pokazali nonszalancje wobec przeciwnika. Dodatkowo kluczowi gracze naszego zespołu nie potrafili sforsować obrony rywala. Poruszaliśmy się jak dzieci we mgle, a może bardziej adekwatnie – jak panienki w różu? Spotkanie to bardzo dobrze podsumował Gadżet: „Tym meczem przegraliśmy mistrzostwo”. Nic dodać, nic ująć. Drużynie aspirującej do tytułu mistrza, noga w takich spotkaniach nie może się podwinąć.

Kolejną i największą wpadką, są pojedynki rozegrane przeciwko Kieleckiej drużynie. Na pięć rozegranych meczów, w żadnym Wisła nie odniosła zwycięstwa. Na temat taktyki obranej przez Nafciarzy w płocko-kieleckich pojedynkach można by było napisać poemat, jednak w telegraficzny skrócie nasuwają się przede wszystkich poniższe punkty:

  1. Mentalność zawodników Wisły. Osobiście uważam, że Nafciarze nie potrafią się przygotować psychicznie na mecze z Vive. Wychodząc na boisko mam wrażenie, jakby ktoś narzucił metalowy łańcuch i skrępował całkowicie ich boiskowy luz. Niektóre akcje w wykonaniu Nafciarzy wydawały się zbyt pochopne, a w niektórych sytuacjach nie było nikogo, kto mógłby przejąć ciężar gry na siebie i stać się liderem zespołu.

  2. Popełnianie błędów w kluczowych momentach meczu. Pojedynki Wisła-Vive można streścić w jednym zdaniu – Vive wychodzi na prowadzenia, Nafciarze gonią wynik, ale dogonić nie potrafią. Warto zwrócić uwagę, że w momentach, kiedy Wisła musiała odrabiać 3-4 bramkową różnicę, chłopacy potrafili zdziałać cuda na boisku. W przypadku, gdy mieliśmy stratę jednej bramki i byliśmy bliscy doprowadzenia wyniku, dostawaliśmy paraliżu boiskowego.

  3. Gra w uparte na koło. Płocka Wisła z uporem maniaka w każdym pojedynku z Iskrą starała się większość akcji wykończyć rzutem z koła. Większość tych sytuacji kończyło się fiaskiem. Gra do koła byłaby skuteczna, gdybyśmy rozciągali kielecką obronę grą ze skrzydłami, jednak widać było, że Wisła ma straszny problem w wymianie długich podań, co często kończyło się przechwytem i skuteczną kontrą rywala.

  4. Niska skuteczność – w porównaniu do Kielc, nasi zawodnicy charakteryzowali się bardzo wysokim wskaźnikiem nieskuteczności z 100% akcji. Obserwując mecze z Vive, nasi rywale nie mieli aż tylu czystych sytuacji, co płocka drużyna. Gdyby zliczyć wszelkie przestrzelone karne (kolejny przykład paraliżu boiskowego), chybione rzuty ze skrzydeł Daszka (Michał, wołamy o pomstę do nieba za te akcje), oba spotkania finałowe Mistrzostw Polski skończyłyby się minimalnym zwycięstwem Wisły.

Musimy jednak uciąć dyskusje typu, „co by było, gdyby”. Sezon 2016/2017 dobieg końca i (kolejne) wicemistrzostwo Wisły stało się faktem. Ciężko określić plusy i minusy tego sezonu. Do największego minusy z pewnością możemy zaliczyć brak majstra. Plusem natomiast jest udowodnienie przez Wisłę, że jednak pozostałym zespołom ligowym w perspektywie całego sezonu, ciężko się zbliżyć do poziomu naszego zespołu. Wisła potrafiła pokazać, że przy odpowiedniej motywacji, bez problemu potrafią sobie poradzić z MMTS Kwidzyn czy Azotami w play-off. Jednak takowa motywacja musi zostać utrzymana przez cały sezon. Każdy z nas wie, że zawodnicy to też ludzie i każdemu mogą się zdarzyć słabsze momenty, ale od tego jest cała drużyna i zmiennicy. Więc co moglibyśmy poradzić trenerowi Przybeckiemu od następnego sezonu?

  1. Wdrożenie młodych Nafciarzy do pierwszego zespołu. Kiedyś Wisła wychowankami była usłane, a obecnie w składzie zespołu w tym sezonie mogliśmy naliczyć ich dwóch (Morawski, Wiśniewski). Wszyscy jesteśmy świadomi nieudolności zarządu płockiej Wisły i nie da się ukryć, że już poza Krajewskim, Obradoviciem i Borbelym, żaden doświadczony zawodnik nie wzmocni naszych szeregów. Dlatego czas najwyższy sięgnąć po wychowanków. Co z Krystianem Wołowcem czy Aleksem Olkowskim czy też Michałem Lemaniakiem, który błyszczy na skrzydle w Gwardii Opole? Jest to ogromne ryzyko, jednak kiedyś Adamowi Wiśniewskiemu ktoś dał również szansę.

  2. Zmiana taktyki. Po prostu grajmy więcej skrzydłami.

  3. Wyznaczenie lidera zespołu. Każdy z nas wie, że piłka ręczna to sport drużynowy, jednak w najtrudniejszym momentach jest potrzebny kubeł zimnej wody lub krótkie męskie słowa. Na boisku w szeregach Wisły powinniśmy mieć takiego zawodnika, który mentalnie będzie potrafił unieść ten ciężar na swoich barkach. Trener Przybecki znając zawodników, obserwując ich poczynania na treningach, dobrze zna każdego z nich i wie, kto by mógł potrząsnąć zespołem w odpowiednim momencie.

  4. Większa pewność siebie u trenera. Bez wątpienia każdy kibic Wisły może stwierdzić, ze Piotr Przybecki to porządny gość, bardzo kulturalny trener z ogromnym zawodniczym doświadczeniem. Idealny mentor dla młodych zawodników. Jednak u pana Piotra zabrakło ekspresji boiskowej. Czasami trener Przybecki wydawał się aż nadto wycofany. Panie Piotrze, proszę nie brać tego do siebie, ale czasami trzeba powiedzieć chłopakom w krótkich męskich słowach, żeby się wzięli do roboty.

Podsumowując, z subiektywnego punktu widzenia, Wisła ma nad czym pracować podczas okresu przygotowawczego. Nie będzie łatwo, jako że w składzie Nafciarzy doszło do kolejnych roszad i zespół od początku będzie musiał dążyć wspólnego boiskowego języka. Dodatkowo, trener Przybecki będzie miał trochę na głowie w przypadku środkowego rozegrania, gdzie po wyjeździe Żytnikova do Szegetu, jako nominalny środkowy rozgrywający pozostał nam Marko. W tym momencie, nie pozostaje nam kibicom nic, oprócz obserwowania poczynań w okresie przygotowawczym i wspólnej nadziei na lepsze jutro.

Poza ogólnym wynikiem sportowym należy również zwrócić uwagę na efekty pracy włodarzy SPR Wisły Płock z rok na rok jest coraz gorzej a wnioski jak nie były tak nie są wyciągane. Z naukowego punktu widzenia możemy tutaj pisać o zmiennych zależnych i niezależnych wpływających na taką a nie inną sytuację Klubu. Sądzimy, jednak że każdy z nas zna lekarstwa na uzdrowienie złego stanu „pacjenta”:

Podobnie jak w ubiegłym sezonie 2015/2016 pokusiliśmy się o najistotniejsze wnioski z sezonu 2016/2017 i tak:

  • Działanie Zarządu poniżej oczekiwań:

W sytuacji, gdy postawione przed sezonem cele nie są realizowane – rezygnacja jest wskazana;

Brak nowych sponsorów, czyli nie zwiększanie kapitału spółki SPR Wisła Płock;

Polityka informacyjna klubu, która zawsze jest owiana tajemnicą zdradzaną przez samych zawodników na portalach społecznościowych;

Najgorsza frekwencja na trybunach od lat, która w przyszłym sezonie będzie jeszcze bardziej widoczna w postaci niskiej ilości sprzedanych karnetów;

Relacja na linii Klub – Kibice a raczej jej brak…

  • Właściciel a odpowiedzialność za Klub SPR Wisła Płock
  • Relacje na linii Właściciel a Płocki Koncern Naftowy Orlen
  • Odpowiedzialność decyzyjna osób z Rady Nadzorczej

 

 

Opracowali:

Bogdi

Kobe Stark

Bartas