Wisła – Vive 24 : 25

W pierwszym finałowym meczu PGNiG Superligi  przegrywamy z odwiecznym rywalem 24:25. W sobotę czeka nas rewanż. Czy mamy szanse na odzyskanie Mistrzostwa Polski? Zapraszamy do dyskusji!

W ostatni środowy wieczór, ponownie na parkiecie Orlen Areny mieliśmy okazję obserwować kolejną potyczkę w ramach „świętej wojny”. Każdy przed spotkaniem miał wiele obaw, co do kształtu spotkania. Po niedzielnej sowitej porażce z zespołem Vive w finale Pucharu Polski, prawie nikt z kibiców nie spodziewał się, że podopieczni Piotra Przybeckiego w przeciągu trzech dni przejdą totalną metamorfozę mentalną i pierwszy finałowy pojedynek będzie tak zaciętym bojem między obiema ekipami.

Po niedzielnym spotkaniu w hali Globus w Lublinie i przegranej w Pucharze Polski z Vive w wymiarze 24:31, nie tylko zawodnicy, ale także kibice przeszli totalne załamanie. Mecz w Orlen Arenie miał pokazać prawdziwy charakter Wisły Płock – czy ta drużyna wraz ze swoimi kibicami całkowicie się poddała, czy też po kolejnym ciosie będzie potrafiła się podnieść i co najważniejsze, czy kibice przełkną kolejną gorzką gorycz porażki i mimo wszystko stawią się w płockiej hali, aby wspierać swoich ulubieńców?

Zarówno kibice, jak i zawodnicy udowodnili, że potrafią dokonać czegoś wielkiego. Od początku pojedynek z Kielcami był bardzo zacięty. Wisła grała o wiele ostrzej w obronie, dzięki czemu przez pierwsze 15 minut spotkania wychodziliśmy na remis. Od początku meczu jednak budziły kontrowersje decyzje podjęte przez sędziów i rozdawane jak w prezencie urodzinowym kary 2-minutowe dla graczy Wisły, przez co kolejny raz w znacznym wymiarze czasu musieliśmy grać w osłabieniu. Kielecka drużyna na chwilę odskoczyła na 2 oczka przewagi, ale mimo tego Nafciarze potrafili nadgonić wynik, dzięki czemu po 30 minutach spotkania na tablicy widniał rezultat 12:12. To, co zapisało się na pewno w pamięci z pierwszej połowy to niewykorzystany rzut Rodrigo do pustej bramki, podwójna kara 2-minutowa i czerwona kartka dla Puszki, oraz faul Jose de Toledo na Krzysztofie Lijewskim, po którym Kielczanin musiał opuścić boisko z rozciętym podbródkiem. Na wielki plus pierwszej połowy należy ocenić występ Dimy Żytnikowa, który przejął na barki rolę lidera zespołu – dzięki jego atomowym rzutom, Wisła w pięknym stylu otworzyła wynik tego spotkania.

Wśród zawodników płockiej ekipy było widać motywację, i wolę walki, jednak była to inna wola walki niż w poprzednich spotkaniach. Nafciarze czuli – „albo wszystko, albo nic”. Va bank.

Początek drugiej połowy spotkania nie wyszedł podopiecznym trenera Przybeckiego tak, jak zapewne sobie planowali. Po pierwszych minutach drugiej części, Vive rzuciło nam 3 bramki, a w szeregach Nafciarzy wdarła się strzelecka niemoc. Po czasie wziętym przez szkoleniowca Wisły, chłopacy wybudzili się z letargu i zaczęli gonić wynik. Dobrymi interwencjami w bramce popisywał się Rodrigo. W ataku natomiast mogliśmy liczyć na Tiago, Gilberto i Dana. Po szaleńczej gonitwie, Nafciarzom udało się doprowadzić do remisu 24:24 na 3 minuty przed końcem meczu. Idealną sytuację na danie prowadzenia dla naszej drużyny miał Michał Daszek, ale niestety nasz skrzydłowy został przechytrzony przez byłego reprezentacyjnego kolegę. Dachu – Szmal 0:1. Szybka kontra, podanie do Reichmanna i to Vive miało jedną bramkę przewagi. Wisła ruszyła do walki. Faul Mariusza Jurkiewicza, rzut wolny i 4 sekundy na wykonanie akcji meczu. Nafciarze musieli zorganizować się dobrze w ataku pozycyjnym. Remisowa bramka miała być zdobyta wrzutką, ale niestety piłka została przechwycona przez kielecką obronę. Wisła – Vive 24:25.

Co możemy powiedzieć o tym spotkaniu? Przede wszystkim, że była to Wisła jaką każdy kibic chciałby oglądać w każdej „świętej wojnie”. Widać było po chłopakach sportową złość. Żywiołowe reakcje w kierunku kibiców po zdobyciu bramek, czy to Daszka, Dimy czy Toledo pokazują, że drużyna czuje, czym są naprawdę pojedynki między tymi zespołami. Gracze swoją postawą pokazali szacunek do kibiców, którzy natomiast potrafili się odwdzięczyć pięknym, energicznym dopingiem.

Do czynników, które zaważyły o minimalnej porażce w tym spotkaniu, są niewykorzystane 100% sytuacje. Rzut Rodrigo do pustej bramki, zmarnowane karne Ghionei czy rzut Daszka w ostatnich minutach. Kielecka drużyna nie miała tak klarownych 100% sytuacji, dlatego tym bardziej boli, że po raz kolejny skuteczność w decydujących momentach gry nas zawodzi.

Optymiści powiedzą, że nic straconego – w sobotę jedziemy do Kielc z jedną bramką straty. Bardziej pesymistyczny kibice natomiast odrzekną, że już jest wszystko pozamiatane. Zdania na temat ostatecznego wyniki finałowej potyczki są bardzo podzielone, a obstawianie wyniku jest jak gra w totolotka. Jeżeli Wisła zaprezentuje w Hali Legionów to, co pokazała w środę, wszystko się może zdarzyć. Nikt nie zakładam, że Dawid pokona Goliata, dlatego drodzy kibice, nic nam nie zostaje, jak tylko wiara i wsparcie naszej drużyny! Wisła to my i Wy! Dlatego pamiętajcie, że w sobotę niebieska fala zalewa Kielce!

Autorka: Bogdi