Mielecka Stal stopiona w płockim kotle

Podpieczni Larsa Walthera pokonali w Mielcu miejscową Stal 39-28 (18-13) i utrzymali prowadzenie w tabeli Superligi po dwóch kolejkach.

Pierwsza siódemka Nafciarzy w meczu mielecką stalą prezentowała się następująco: Wichary – Ghionea, Kavas, Kubisztal, Toromanović, Nenadić, Nikcević. W składzie Wiślaków z powodów osobistych zabrakło Nikoli Eklemovicia.

Wszystkim oglądającym spotkanie czy to na hali, czy w telewizji i przyzwyczajonym do „normalnego” dopingu od początku meczu więdły uszy. Zgromadzeni w hali kibice walili bowiem niemiłosiernie w najróżniejsze kołatki, wachlarze i inne gadżety rodem z cyrku.

Od samego początku mielczanie bronili bardzo wysoko i niezwykle agresywnie, czego skutkiem był niecelny rzut oddany przez Petara Nenadicia. Po drugiej stronie boiska pierwszą znakomitą interwencję na swoim koncie zapisał Marcin Wichary, dla którego był to debiut w pierwszym składzie Nafciarzy w obecnym sezonie! Ostatecznie wynik w czwartej minucie otworzył Valentin Ghionea, który bezbłędnie wykonał rzut karny, zaś minutę później na 2-0 podwyższył Michał Kubisztal, który co chwilę zmieniał się pozycjami z Nenadiciem. Po ośmiu minutach i rzucie wyglądającego na wiecznie obrażonego człowieka z miną zabójcy z taniego filmu z lat dwudziestych Kamila Kriegera na tablicy świetlnej widniał już remis 2-2. Wiślacy widząc jak wysoko bronią podopieczni Ryszarda Skutnika konsekwentnie starali się współpracować z Muhamedem Toromanoviciem, czego skutkiem były wypracowane przez Bośniaka rzuty karne. Kolejne minuty to gra „bramka za bramkę”, czego efektem były remisy 4-4 (9. minuta) i 5-5 (12. minuta). Wówczas ciężar gry w ofensywie wzięli na siebie na zmianę Kubisztal i Ghionea, dzięki czemu Wiśle udało odskoczyć na dwie bramki i konsekwentnie utrzymywać tę przewagę  (7-5, 8-6, 9-7). Skuteczny do bólu rumuński skrzydłowy w 19. minucie wyprowadził ekipę wicemistrzów Polski na prowadzenie 10-7. Do końca pierwszej części spotkania mielczanie na dwie stracone bramki odpowiadali średnio jedną i za sprawą Syprzaka (dwa trafienia do bramki Krzysztofa Lipki i jedno łokciem w nos znokautowanego Grzegorza Sobuta), Kubisztala i wprowadzonego na parkiet Pawła Paczkowskiego w 27. minucie prowadzili już 16-11. Bohaterem pierwszych trzydziestu minut był niewątpliwie Ghionea, który trafiał do siatki gospodarzy dziesięciokrotnie, a jego drużyna prowadziła 18-13.

Druga część spotkania zaczęła się najgorzej, jak tylko mogła: mielczanie rzucili cztery bramki z rzędu, najpierw Paweł Paczkowski, a później Kamil Syprzak wylecieli z boiska na dwie minuty, Petar Nenadić w niewytłumaczalny sposób tracił piłkę, a na domiar złego na spółkę z Ivanem Nikceviciem nie rzucił bramki po kontrataku i na tablicy wyników pojawił się wynik 18-17 dla Wisły. Na szczęście Nafciarze szybko otrząsnęli się z letargu i w 39. minucie wszystko wróciło do normy, czyli pięciobramkowej przewagi Wiślaków (22-17). W bramce Wisły kolejne piłki odbijał Marin Sego, trafiać zaczął Petar Nenadić, co złożyło się na konsekwentnie powiększane prowadzenie do stanu 26-18 w 42. minucie meczu po bramce znakomicie grającego w tym spotkaniu Michała Kubisztala. „Czeczeńcy” nie trafiali ani z kontry, ani z drugiej linii, ani co ciekawsze z rzutów karnych. Bramkę Sego odczarował dopiero Michał Chodara, ale jedno trafienie na dziesięć minut na nikim z Płocka nie robiło żadnego wrażenia. Podopieczni Larsa Walthera panowali już niepodzielnie, choć ich obrona nie była już tak szczelna, a gra w ataku dużo spokojniejsza. Dzięki wysokiej przewadze Adam Wiśniewski pozwolił sobie na  celny rzut z drugiej linii, a chwilę wcześniej Ghionea usiadł na ławce kar za faul… którego nie popełnił. Jedyne zmartwienie w płockiej ekipie przy stanie 31-22 to kontuzja Adama Twardy, który z grymasem bólu na twarzy opuścił parkiet, a jego miejsce w defensywie zajął Michał Zołoteńko. Trener Wisły rotował składem, czego najlepszym dowodem jest to, że na parkiecie mieli szansę zaprezentować się wszyscy płocczanie z Ferencem Ilyesem na czele. Na sześć minut przed końcową syreną stalowcy próbowali uniknąć pogromu i przy grze sześciu na czterech do siatki trafił doprowadzony do stanu używalności po starciu z Syprzakiem Grzegorz Sobut, zmiejszając stratę swojego zespołu do ośmiu bramek (26-34). Końcowe minuty to „radosna” gra obu drużyn, kontry płocczan i łatwe bramki Ghionei i Sypy. Ostatecznie Wiślacy wygrali pewnie, zasłużenie i koniec końców bezproblemowo 39-28 (18-13).

Stal Mielec – Wisła Płock 28-39 (13-18)

Stal: Lipka, Kryński – Sobut 8, Kostrzewa 4 (2k), Chodara 3, Gliński 3 (2k), Janyst 2, Krieger 2, Krzysztofik 2, Babicz 1, Gawęcki 1, Gudz 1, Wilk 1.

Wisła: Wichary, Sego – Ghionea 12 (6k), Kubisztal 8, Nenadić 6, Syprzak 4, Wiśniewski 4, Paczkowski 3, Ilyes 1, Toromanović 1, Kavas, Nikcević, Spanne, Twardo, Zołotenko.

Kary: Stal – 4 min. (Gudz, Krieger po 2 min.), Wisła – 18 min. (Toromanović – 4 min., Ghionea, Ilyes, Nikcević, Paczkowski, Spanne, Syprzak, Wiśniewski po 2 min.)

Napisał: Ciaras

Ktoś dla kogo Wisła to coś więcej niż klub. Wierny kibic-redaktor podążający za swoim zespołem po najdalszych zakątkach Europy. Jeden z twórców i pomysłodawców serwisu Nafciarze.info
Zobacz wszystkie artykuły tego użytkownika