Za nami pierwszy mecz Polaków na EHF EURO 2020. Nie udało się sprawić niespodzianki i pokonać faworyzowaną Słowenię ale wynik 26 do 23 i wyrównana walka od pierwszej do ostatniej minuty wstydu nie przynoszą a dają wręcz nadzieję, że może uda się powalczyć o jakieś punkty w kolejnych spotkaniach.
Przed meczem Polacy skazywani byli na pożarcie bo wystarczył tylko rzut oka na kluby, w których występują zawodnicy przeciwnika żeby jasne było z jak silnym rywalem przyjdzie nam się mierzyć. Na szczęście zespół podszedł do tego spotkania niezwykle zmotywowany i zawodnicy walczyli do upadłego o każdą piłkę nie spuszczając głowy nawet wtedy gdy Słoweńcy zaczynali odjeżdżać z wynikiem na 4 czy 5 trafień. To się na pewno mogło podobać i było jakże miłą odmianą od totalnej przeciętności i chaosu, który to najczęściej obserwowaliśmy na przestrzeni minionego roku.
Mnie osobiście podobały się decyzje trenera – nie bał się posadzić na ławce Syprzaka (pograł dopiero w drugiej części spotkania), szybko zmienił bezproduktywnego Łangowskiego na Sićkę, dał grać od początku Majdzińskiemu. Oczywiście można polemizować czy występ leworozgrywającego z Zabrza w takim wymiarze czasowym był słuszny, bo nie oszukujmy się skuteczność rzutowa 2 na 9 wygląda bardzo bardzo słabo, ale wychodzę z założenie, że lepiej dać grać i zdobywać doświadczenie młodszemu chłopakowi. Oby to zaprocentowało jeszcze w meczach na tym turnieju.
Jeśli chodzi o Nafciarzy to na parkiecie obserwowaliśmy Loczka – na karnego w pierwszej połowie i przez około 20 minut drugiej. Odbił kilka piłek ale nie odnotowałem jakiś spektakularnych interwencji w jego wykonaniu (jego zmiennik też nic wielkiego nie pokazał chociaż wyciągnął kontrę w wykonaniu swojego klubowego kolegi). Drugim z naszych był oczywiście Przemysław Krajewski, który tradycyjnie dzielił i rządził w obronie dokładając do tego 4 trafienia z przodu (szkoda przestrzelonego karnego). Niestety z powodu urazu kolana nie był on w stanie dokończyć spotkania. Co najbardziej martwi, to całe zdarzenie sprzed ekranu telewizora wyglądało na uraz więzadeł krzyżowych a doskonale wiemy czym kończy się taki czarny scenariusz. Oby to było tylko jakieś naciągnięcie i Przemek mógł szybko wrócić do grania.
W meczu z Polska dużo pograł też Igor Zabić, który zaliczył 2 trafienia i więcej niż przyzwoicie trzymał defensywę rywala. Cały czas mam przekonanie, że ten chłopak ma o wiele większy potencjał niż go pokazuje. Może te mistrzostwa uwolnią skrywane gdzieś głęboko pokłady talentu?
Dziś czekamy na występ Zoltana Szity w meczu przeciw Rosji a jutro znowu biało-czerwoni w meczu o wszystko przeciw Szwajcarii. Oglądamy, kibicujemy, trzymamy kciuki!
Tymczasem… David witamy w Wiśle…
Po czym wnosisz?
Potwierdzenie informacji na priv.