Obowiązek spełniony – Besiktas pokonany

_MG_9464Siódma seria spotkań ligi mistrzów zakończyła się trzecim zwycięstwem Nafciarzy w tegorocznych rozgrywkach. Wyższość podopiecznych Manolo Cadenasa ponownie musiał uznać mistrz Turcji, Beskitas Stambuł ulegając, tym razem drużynie z Tumskiego Wzgórza w stosunku 33:30 (15:14). Dzisiejsze zwycięstwo praktycznie zapewniło płocczanom kolejny awans do najlepszej szesnastki europejskich rozgrywek. (foto: Bartosz Sobiesiak)

Gospodarze przystępowali do dzisiejszego pojedynku w zdecydowanie mocniejszym składzie niż podczas wrześniowej potyczki w Orlen Arenie. W porównaniu do ostatniego spotkania z Nafciarzami, w składzie mistrza Turcji znalazł się Ömer Ozan Arifoglu, dobrze znany Vedran Zrnić i przede wszystkim gwiazda drużyny znad Bosforu, Ivan Nincević.

Wiślacy wyruszyli do Turcji pewni swego, aby zgarnąć pełną pulę w starciu z Besiktasem. Trener Manolo Cadenas nie mógł skorzystać jedynie z usług kontuzjowanego Miljana Pusicy, którego data powrotu chociażby do treningów w dalszym ciągu nie jest znana. Wszystkie aspekty przed meczem przemawiały zdecydowanie na korzyść Nafciarzy, a jedyną rzeczą, której mogli się obawiać niebiesko-biało-niebiescy był fanatyczny doping nieobliczalnych tureckich fanów.

Wisła zaczęła w następującym zestawieniu: Corrales – Nikcević, Ghionea, Syprzak, Racotea, Zelenović, Tioumentsev

Nafciarze rozpoczęli twardo w obronie, co sprawiało wiele trudności w ataku pozycyjnym gospodarzom i przynosiło wymierne korzyści w pierwszych fragmentach spotkania. Po kolejnej dobrej akcji w defensywie, przechwycie Valentina Ghionei i skutecznym rzucie po kontrze Wisła prowadziła 3:1 (5 min.). Z biegiem czasu Besiktas łatwo dochodził do pozycji rzutowych i zdobyła bramki po błędach obronnych Wisły, a prym w karceniu Nafciarzy wiódł Ömer Ozan Arifoglu na którego recepty nie mogli znaleźć płoccy defensorzy, ani słabo broniący Rodrigo Corrales (6:6, 11 minuta). W 13. minucie meczu wyraźnie niezadowolony z poczynań swoich podopiecznych Manolo Cadenas poprosił o przerwę na żądanie, która nie należała do najprzyjemniejszych (8:7). Chwilę później na placu gry zameldował się Marcin Wichary i zdecydowanie poprawił statystyki w bramce, a niebiesko-biało-niebiescy delikatnie podkręcili tempo i zaczęli wypracowywać przewagę bramkową pomimo kilku niewykorzystanych pojedynków z tureckim bramkarzem. Niestety kolejne proste błędy techniczne, niepotrzebne straty i brak skuteczności pozwoliły gospodarzom doprowadzić do remisu 14:14 (27. minuta). Ostatecznie Wiślacy po przeciętnej, żeby nie powiedzieć bardzo słabej pierwszej odsłonie meczy prowadzili jedynie 15:14.

Gra Wisły od początku drugiej połowy spotkania nie uległa radykalnej zmianie. Podopieczni hiszpańskiego szkoleniowca skupiali się w obronie na kryciu tureckiego kołowego, co było tylko wodą na młyn dla rozgrywających Besiktasu. Co gorsza daliśmy gospodarzom poczuć przysłowiową krew i dając im objąć prowadzenie 18:17 w 35. minucie spotkania. Graliśmy beznadziejnie przegrywając nawet gry w przewadze jednego zawodnika… W grze obronnej zdecydowanie brakowało Zbigniewa Kwiatkowskiego, który scaliłby formację obronną i nadał jej jakości. W poczynaniach polskiego zespołu „coś” drgnęło dopiero po dziewięciu minutach drugiej połowy i celnym rzucie Mariusza Jurkiewicza, który zaczął brać ciężar gry na siebie (21:19). Po kwadransie drugich trzydziestu minut nasza gra była daleka od ideału, ale nareszcie udało nam się wypracować bezpieczną przewagę trzech trafień, a w bramce od momentu pojawienia się na boisku bardzo przyzwoite zawody rozgrywał Marcin Wichary, który zaliczył kilka skutecznych interwencji (24:21). W kolejnych minutach gospodarze mając świadomość strat i nieubłaganie upływającego czasu zaczęli popełniać proste straty i oddawać rzuty z nieprzygotowanych pozycji, co w połączeniu ze skutecznymi interwencjami Marcina Wicharego dawało cały obraz sytuacji na boisku. Dzisiejszego spotkania Wisła na pewno nie zaliczy do udanych. Słaba gra obronna w połączeniu z nieskutecznością pod bramką przeciwnika nie wystawiają korzystnej laurki drużynie Manolo Cadenasa. Oczywiście liczy się zwycięstwo i kolejne dwa punkty, ale nie można zapominać o randze przeciwnika z jakim przyszło nam się mierzyć i sposobie gry jaki zaprezentowaliśmy. Besiktas ostatecznie musiał uznać wyższość Wisły przegrywając 33:30.

Besiktas Stambuł – Wisła Płock 30:33 (14:15)

Wisła: Corrales, Wichary – Nikcević 1, Wiśniewski, Ghionea 8 (2/3), Daszek, Syprzak 5, Rocha 3 (2/2), Zelenović 3, Jurkiewicz 5, Montoro 2, Racotea 1, Tioumentsev 5

Napisał: Ciaras

Ktoś dla kogo Wisła to coś więcej niż klub. Wierny kibic-redaktor podążający za swoim zespołem po najdalszych zakątkach Europy. Jeden z twórców i pomysłodawców serwisu Nafciarze.info
Zobacz wszystkie artykuły tego użytkownika