Subiektywnie pisane (7): cała prawda, tylko prawda i gówno prawda

98ac07fd8036b65aa0c1bdf3ca0d29a3

Im więcej komentarzy czytam ostatnio o naszym klubie, tym bardziej robi mi się niedobrze. I nie chodzi tu o to, że popieram którąkolwiek ze stron, że bronię jednych, krytykuję drugich, lubię klubowych włodarzy, czy nie, chodzi mi jedynie o sposób podejścia wielu płockich kibiców do tematów związanych z ukochaną drużyną i tym, co dzieje się wokół niej (foto: plock.eu).

Priorytetem w wypowiedziach pod wieloma artykułami jest sprawa wiślackich pełnomocników, których jest ponoć multum i żaden nic nie robi. W takim razie pytam retorycznie oczywiście tych, którzy w tym temacie zabierają głos: ilu według waszej wiedzy ich jest i jak bardzo zmieniła się ich rola po dodaniu przed nazwisko słowa „pełnomocnik”? Zdecydowana większość z nich w klubie pracowała od dawna i nawet zakres obowiązków miała ten sam, co obecnie. Dla każdego trzeźwo myślącego kibica, który głowę ma nie tylko po to, żeby deszcz nie lał mu się do środka dziwnym być nie może, że słowo „pełnomocnik” ma zapewne jedynie za zadanie zwiększenie rangi danego pracownika. Łatwo się domyśleć, że nie wszystkie kwestie związane z klubem może pilotować sam prezes, czy jego bezpośredni zastępca, a w wielu wypadkach lepiej odesłać do negocjacji z danym podmiotem krytykowanego wszem i wobec „pełnomocnika”, niż kogoś, kto nie ma przypisanego żadnego stanowiska. Trochę jak w firmie, gdzie nikt poważny nie chciałby rozmawiać na jeszcze bardziej poważne tematy z jej „przedstawicielem”, a bardziej prestiżowo potraktowany poczułby się, gdyby do rozmów podesłano mu „kierownika”, czy „dyrektora departamentu”, mimo iż byłaby to ta sama osoba, co ów „przedstawiciel” tylko inaczej nazwana. Od taki zabieg socjotechniczny, który pojmuje niewielu. A może odwrotnie – wielu go rozumie, zaś ci, którzy pojąć go nie potrafią, robią tu najwięcej szumu.

Druga sprawa, to problem klubowych replik, których kupić nie można. Jakby na temat nie patrzeć, to sprawa jest faktycznie gorąca, bo poważny klub nie może pozwolić sobie na niesprzedawanie tak ważnych gadżetów i niezarabianie na nich. Sęk w tym, że przy okazji nikt nie wnika, czemu taka sytuacja ma miejsce w Płocku. Lepiej wylać wiadro z szambem na wszystkich dookoła, niż spróbować pomyśleć, czemu taka sytuacja zaistniała. Rozmawiając jakiś czas temu z prezesem Robertem Raczkowskim, ten na pytanie o sponsora technicznego, czyli firmę Select, a dokładnie jej sprzęt powiedział mi tak:

…klub jest zobowiązany do zakupu określonej ilości sprzętu, którą rozdystrybuuje. Jeśli tego nie zrobi, to siłą rzeczy ponosi jakieś koszta…

Jak się nad tym choć trochę zastanowić i złożyć to z obecną sytuacją, czyli brakiem replik, trzeba skrajnie złej woli, żeby o tę sytuację winić zarząd klubu. Nie podejrzewam, żeby ktokolwiek z włodarzy klubu był na tyle bezmyślny, żeby po pierwsze nie chcieć zarobić na koszulkach (w ekonomii to chyba nazywa się: koszt utraconych korzyści), a dodatkowo nie wywiązać się z umowy rozdystrybuowania określonej ich ilości, co zapewne ciągnie za sobą dalsze konsekwencje…

W sumie to można byłoby rozpisywać się jeszcze nad kontraktami, kontuzjami, ale trochę brak słów, by niektóre brednie komentować.

Co tam, przecież mieszkamy w Płocku i taki już jest ten nasz płocki klimat…

Podgór

Napisał: Ciaras

Ktoś dla kogo Wisła to coś więcej niż klub. Wierny kibic-redaktor podążający za swoim zespołem po najdalszych zakątkach Europy. Jeden z twórców i pomysłodawców serwisu Nafciarze.info
Zobacz wszystkie artykuły tego użytkownika