W różu gra się nie klei…

Po dramatycznym meczu przegrywamy z Piotrkowianinem 26:25….

Takiego wyniku nie spodziewał się chyba nikt nawet w najczarniejszych snach. Straciliśmy punkty z najsłabszym zespołem naszej grupy. Taki jest smutny fakt.

Nafciarze nie prowadzili w tym spotkaniu ani razu. Od pierwszych minut graliśmy na stojąco i z myślą, że mecz sam się wygra. Skutecznie wykorzystali to gospodarze, którzy poza ostatnimi 5 minutami meczu utrzymywali równy poziom gry i wysoką skuteczność. Nasi bramkarze, a zagrali wszyscy trzej, nie mogli zderzyć się z piłką. Zwłaszcza w pierwszej połowie nie pomagała im obrona, która pasywnie przyglądała się atakom gospodarzy. Atak wyglądał równie źle – akcje bez ładu i składu, indywidualne popisy i rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Do tego swój dzień miał Artur Banisz i sensacja stała się faktem. Zryw w końcówce pozwolił odrobić 5 z 6 goli straty ale na więcej nie starczyło czasu.

Gratulacje dla Piotrkowianina za ambitną postawę i zdobyte punkty. Nad naszymi nie zamierzam się pastwić, brak mi słów na to co się stało. Straciliśmy właśnie praktycznie szansę na zajęcie pierwszego miejsca w tabeli zbiorczej i zagwarantowanie sobie meczu rewanżowego u siebie w finale (o ile tam byśmy zagrali oczywiście). Pozostaje nam pilnować drugiej pozycji żeby zachować rewanż u siebie w meczu półfinałowym. Niestety sami sobie zgotowaliśmy ten los…

W sobotę mecz ligi mistrzów w Barcelonie. Ciągle wierzę w cud i awans do fazy pucharowej ale może się okazać, że w jeden tydzień przegramy bardzo wiele… Oby po sobocie panowały zgoła odmienne nastroje!